• Газеты, часопісы і г.д.
  • За родную мову й праўдзівы назоў  Ян Станкевіч

    За родную мову й праўдзівы назоў

    Ян Станкевіч

    Выдавец: Інбелкульт
    Памер: 742с.
    Мінск 2013
    251.47 МБ
    Lasun
    Zyu-byu adzin catawiek i й jaho bylo dwa syny. Jon zyii bahata i, jak рашігай, pryzwad starsaha syna i prykazah jamu, kab, jak jon pamrec, padzialili hsio bahaccie рагойпй. Pamior backa, starsy brat i zabrau usio sabie, nia dau miensamu ani nicoha. I bylo й miensaha brata cacwiora dziaciej, i nia bylo cym jamu ich karmic. Raz pan paprasiii miensaha brata zaniesci ad jaho pismo niekudy. Zanios jon pismo, idziec nazad, i abniala jaho ciomnaja noc siarod puscy. Jon uziati, uzlez na jelku i zanacawaii. Tolki byti zadramaii, cuje — niechta swisca. Paladzic jon — az lasun wauki honic! Padahnau watiki da taje jelki: „А sto, — kaza, — dzieci, budziem nacawac tut!“ — „Budziem!" Tady lasun wyniau zza pazuchi siarnicku, smarhnuti jaje ab hrudzi i staii raskladac ciaplo, a watiki stali nasic drowy. Zaharelasia ciapto, lasun wynimaje z zapazuchi butku chleba. Padzialili usim pa kusku i jasce kusok astausia. Potym uziaii sala kusok i pakrojiii usim pa kusku, i jasce kusocak sata astausia. Lasun uziau heny kusok sala i haworyc na henaha calawieka: „Na, — kaza, — tabie, catawiecak, ja wiedaju, ty chocas jesci!" Jon kaza: „Jabajusia wahkou". — „Nie, — kaza, — nia bojsia!" I paklau jamu chleb toj z salam na sucok na jelcy. Toj i jesci choca, i baicca waukoii lezci. Tak i prasiadzieu cehiju noc na jelcy. A lasun pieranacawaii i nazautra iznou pahnati swaju stadu — zaswistau, zahahokau, puhaj zalaskau. Paladzic muzyktoj, sto wauki adyslisia daloka, zlez z jelki, uziau chleb toj i sala i pajsou damoii: „Paniasu, — kaza, — dzieciam: tyja niajeiisy siadziac!" Pryjsou damoii, ракіай usio heta na stol i pazwati dziaciej i zonku. Dyk chleb toj jak sonca zziajec. I kolki jany jaho jeli, dykjon usio nia iibywaje, usio й wadnej miery.
    Uwidzieta heta dacka starsaha brata i kaza: „Tatacka, jaki ja widziela chleb u dziadzki — usio гойпа, jak sonca!" Pazawidawaii hety brat biednamu i pytajecca: “Dzie ty, bracie, uziau hetakaha chleba?" Toj raskazah jamu usio cysta pa praudzie. Zabrala starsaha brata zawisc. Prychodzic damoii i zahadaii zoncy zwaryc jamu caho-niebudz na darohu. Jana nawaryla jamu, napiakla miasa, pirahoh, kilbas. Zabrau jon usio i pajsou da brata prasic, kab toj zawiou jaho tudy. Nu, toj uziati, zawioii. Tady bahaty brat uzlez na jelku, a biedny pajsou sabie damoii. Dati Boh noc, honic iznoii lasun swaju stadu da jelki, da taje. „Sto, dzieci, chocacie nacawac ci nie?“ — „Chocam!" Lasun uziaii siarnicku iizadraii i staii ciaplo raskladac, a waiiki stali nasic na ciaplo drowy. Wos, jak rasklali jany ciapto, lasun wyniau z zapazuchi butku chleba i staii kroic: usim padzialiii pa skibcy, a adnamu niama, nie chapila. Tady iiziaii kusok sala i ракгоій: usim dastalosia pa kusku, a tamu iiznoii nie chapila. Usie
    jaduc, a toj nie. Tady jon pytajecca: „А mnie sto jesci?“ — „А tabie wun taho calawieka!" — pakazujec na bahatyra. Tady wotlk padyjsoti da jelki i stanowicca dubam na jaje. A bahatyr toj ni zywy ni miortwy siadzic, nia wiedaje, dzie jon ci na tym swiecie, ci na hetym. Wotlk stajaii, stajati dy wyc stab. Dau Boh dzien, pahnati lasun usie watiki, a toj staic la jelki dy wyjec. I tak heta prawialosia casu niadziela. Bahatyr-za choc trasiecca, a kiibasy jesc, a wauku pryslosia choc ty zdychaj. Tady jon pawyti, pawyu, dy nicoha nia zrobic — pabieh dahaniac tych. Tady bahatyr zlez skoranka z jelki i pabieh damoti. I duzajon rad stati, sto zywy astatisia. Z hetaje radasci nazwati da siabie hasciej i susiedziej. Osjany sabie biasiedujuc z rannia da wiecara. Paladziac, az niejki seranki katok ubieh u chatu. Letni cas heta byti, dzwiery byli rascyniaty. Hosci tyja stali ticiesacca z katka, hladzic jaho: wo jaki katok charosy. A jon pahulati, pahulati dy pad piec. Pawiaceratisy, stali jany ktascisia spac. Hosci lahli й puni na sienie, a susiedzi razyjslisia pa damoch, a haspadar loh na palu. Jak zasnuli hsie, katok toj wylez z padpiecca, skinuusia watikom, scioh haspadara z pohi i pierahryz jamu horta, i tak, pa praudzie skazac, cue usiaho nia zjeti — tolki kostacki zastalisia. A sam i йсіок. Dab Boh dzien: prychodziac hosci й chatu pachmialicca dy panoscycca, az tut wun sto zdziejalasia.
    Cerci na ihryscy
    U wadnej wioscy byla takaja zawiadzionka, kab zbiracca na supradki dzieukam u wadnu chatu. Raz dwanancac dziewak sabralisia na swaju kwateru, nabrali jajec, sata, kitbas — dziela bylo ab Kalady — i stali skwaryc, kab malcati castawac. Tady йпосу prychodziac byccam malcy, prynosiac harelku. Dzietiki tyja, wiedama, prosiac ich z saboj wiacerac. I й adnaje dzietiki dzicianio bylo na rukach. Jano dziarzala lozku i hpuscila. Taja dzietika palezla pad stol dastawac lozku i hwidziela, sto й ich chwasty wisiac. Jana tady tistala i choca isci z chaty, a cerci jaje nia puskajuc. Jana kaza: ,,Ja zara prydu!“ Wysla i pabiehla й jouniu. „Jotinia, joiinia, — kaza, — nie addaj mianie! Piecka, piecka, nie addaj mianie! Tok, tok, nie addaj mianie!" Pierahawaryla, sto tolki udum uzyslo. Tyja cerci padjeli, uziali sabie pa dzieucy i stali dusyc; dyk adzinancaciom carciom josc pa dzieucy, a dwanancatamu niama. Wosjon pabieh za tej dzietikaj u jotiniu. Prybieh u jotiniu i stall dzwiery adcyniac — nie adcyniajucca. Jon i stall hawaryc: „Dzwiery dzwiery, addajcie dzietiku! Jany adcynilisia. „Joiinia,joiinia, addaj dzietiku". Nie addajec. “Piecka, piecka, addaj dzieiiku!“ Nie addajec. Pakul jon usio pierahawaryii, piatuch i zapiajati. Jon i йсіок. A tych adzinancac dziewak usich cysta padusana.
    Kawai i cort
    Zyu na swiecie kawal. I тіей jon hetulki dziaciej, sto nia bylo im caho jesci. Os jon kinuii dziaciej i pajsoti procki. Isou, isou, prychodzic da balota. Jak uzdumaje pra dziaciej, dyk i zaplaca. Ріакай, ріакай pa dzieciach, a tady kaza: ,,Ja-b, zdajecca, cartu dusu zapradau-by, kab tolki jon пакагтій maich dziaciej!" Zara wyskakuje cort z balota: sam jasny, wocy cyrwony, a bryl, jak na cartu. „Sto ty tut kazati, kawal? — „Nicoha, panicok, nie кагай!“ — „Nie, kazati!" — ,,Ja kazati, kab chto пакагтій dziaciej, ja-b tamu dusu zapradati-by!“ — ,,Nu, dobra! Raspisysia, sto ty pradajes mnie dusu, dyk ja tabie tryccac hadoti budu stuzyc, usio cysta budu robic, sto zahadajes!" Kawal dumaii, dumau dyj raspisatisia. Prychodzic damoti, az u jaho Usiaho jo: i chleb, i hrosy. Wos kawal i stall zyc dobra. Zahadati jon cerciam, kab jany pabudawali jamu chatu. A jany pabudawali jamu pakoi, dy takija, sto nad usim swietam, i abchadzili dwor wysokim tynam. I sto tolki kawal zahadaje, cerci i robiac. I prosta jon ich pazamucawati. Jak razbahacieti kawal, dyk pastawili carkwu, naniali papa na swoj kost i kozan dzien abiedniu stuzyti. Pacuti raz kawal, sto pan duza bje muzykoti na
    pryhonie. Os jon pazwad taho pana da siabie u hosci. Pryjehau pan u hosci da kawala, toj kawal jamu i kaza: „Sto, jak-by ty mnie pradau swoj dwor?“ — „А kupi“, — kaza. — „Коікі-z tabie dac?“ — „А nasyp pounuju karetu zoiata, dykja wybiarusia, jak staju. Kawai zahadau zakacic karetu u puniu, i cerci za noc nasypali pounuju karetu zoiata. Sieu pan na zoiata, i pajechad, i nie zajechad uzo d swoj dwor z tymi hrasmi. Pryzwad kawal muzykou henych. ,,Nu, — kaza, — ciapieraka wy nia budziecie bolej pryhonu sluzyc. Tolki dajcie mnie pa zalatodcy ad chaty!“ I rady stali dsie muzyki, i kozan dzien jany Bohu malilisia za kawala! A kawal idzie kaho dbaca, zaraz nakormie, napoje i na darobu dasc. I taki milasliwy stad, sto tracha plakau, kali katory dzien nia bylo d jaho cuzoha calawieka, a carciej jon zusim pazamucawad, uzo j nia rady jany, sto zacapili kawala. Wos kancajecca uzo tryccac hadod. Pajsod raz kawal na pole i dbacyd: jeduc try calawieki, halecy, staryja. Jon da ich i prosie ich, kab zajsli da jaho addychnuli. Nu, jany zajsli da jaho. Jon ich napaid, nakarmid, ucascid dobranka. Addychnuli jany, padziakawali i zbirajucca isci ad jaho. Tady adzin kaza: „Ci wiedajes, — kaza, — chto my takija?“ A jon kaza: „А Boh was, kaza, wiedaje, chto wy takija, dobryja ludzi!“ Tady adzin kaza: ,,Ja Boh“, — kaza. A druhi kaza: „Aja Spas!“ A treci kaza: „Aja Jury!" Tady Boh kaza: ,,Prasi-z ty d nas, caho ty chocas za heta, sto ty nas nakarmid!" A jon kaza: ,,Nicoha-z mnie, Hospadzi, nia treba; chiba tolki jak prysle cort paslanca za mnoj, dyk ci nia mozna, kab jon nia minud ihrusyny, sto d mianie d sadzie, dy zawiesidsia najoj?" „Heta, — kaza Boh, — mozna!" Tady Spas pytajecca: „А sto-z mnie dac?“ — „А jak prysle cort druhoha paslanca pa mianie, dyk ci nia mozna, kab i toj tarn byd?" — „Dobra! Chaj tak!" Tady pytaje Jurja: ,,Nu, a z mianie ty caho chocas?" — „Zmilujsia, swiaty Jurja! Jak prydzie sam cort pa mianie dy siadzie wo tut na kucie, dyk ci nia mozna, kab jon i nia dstad?" — „Dobra, — kaza Jurja. — Tolki hladzi, ci krepkaja ladka, a to-z u jaho cartowaja sila!" Kawal toj padziakawad im, jany j pajsli. Ajon zara pryzwad swaich kawalod i prykawad dobra ladku. Pazyd jon kolki tarn pasla taho, az cort i prysylaje carcianio: „Ty dsio biasiedy wiadzies dy bankiety, a na nas i pryzabyu! Pryslad mianie toj cort, sto ty raspisku dad. Kazad, kab ty uzo jsod!" — ,,Nu, sto-z, — kaza, — isci dyk isci — ja uzo swajo adzyd, zbiehaj-tku d sad, pryniasi salodkich ihrus — smahu prahnac nam na darozie!" Carcianio pabiehta. Palezla scypac ihrusy, papala d wilki halawoj i zadawilasia! Zdau, zdad cort — niama ni kawala, ni paslanca. Pasylaje druhoje carcianio. Prybiahaje toje: „Sto wy robicie? Niesta was nie dazdacca? Dziesiac pasted pasytali!" — „Caha ty, — kaza, — ja niakich twaich pasted u wocy nia bacyd!" — „Dy pryslad cort, kab ty zaraz isod da jaho!" — ,,Nu, dobra, pojdziem sabie! Zbiehaj-tku chutcej u sad, pakul ja prybiarusia, wyscykni z dziesiatok jablykad na darohu!" Carcianio pabiehla d sad, palezla na jablynu, dyj uscamila halawu d wilki — i zadawilasia. Zdad-zdad stary bies, nie dazdadsia — biazyc sam da kawala. Prybieh i krycyc: „I paslancy tut siadziac, i ty siadzis! Hodzie mnie uzo robic na ciabie! Ty j tak uzo zylla pawyciahawad z mianie! Jak-za nia zal — podnu karetu zolata nasypali! Ja zusim paparwadsia, upadajucy kala ciabie. Para i na tabie paworywac dy smahi pawazic!.." Raskrycadsia, sto choc z chaty dcikaj! Ledz jaho kawal uhawaryd pawiacerac z im na darohu. Tolki cort sieu na kut, na ladku — tak i prylip! Os tady kawal kaza: „Ach, halodka maja biednaja! Jak-za z heta: ja pajdu, a chata maja jasce nie paswiecana? Treba dpiarod chatu paswiacic!" Pazwad zara papa i stali malebny prawic. Usie molacca, ajon siadzie na kucie, wocy palupidsy. Tady pop kaza: „Chryscisia!" — dyjaho kryzam palobie! Jak irwaniecca jon — chacied uciekci, az chata zadryzela. A ladka nia puskaje. Pazwad tady kawal dwanaccac kawalod; pryrobili cartu da boku miech kawalski, i stali dzmuc. Nahrejuc jaho, dy d dwanaccac malatod dawaj kawac! Bili-bili, bili-bili: „А sto, ci darujes kawalu?" — „Nie, — kaza, — nie daruju!" Os jany dznod dawaj hrec dy kawac. Bili-bili, bili-bili: „А sto, ci darujes?" — „Usio daruju, i jasce sluzyc budu, tolki puscicie!" Jany ladku adkawali, jon i scez. A kawal stad zyc dy pazywac, dy dabra nazywac.