Адам Міцкевіч і нацыянальныя культуры: Матэрыялы Міжнароднай навуковай канферэнцыі (Мінск, 7-11 верасня 1998 г.)
Выдавец: Беларускі кнігазбор
Памер: 448с.
Мінск 1998
Za Berdowki byl las dose duzy, ale brzydki, bo sadzony rz?dami rownoleglymi do drogi. Przed Wsielubiem dopiero zacz^l si? bardzo ladny las.
177
We Wsielubiu chcialysmy spetnic prosb? pani Jacunskiej i zaszlysmy do restauracji pana Hollaka, ale nie zastalysmy go w domu, wi?c tylko napisalysmy do niego. List byl tej tresci (pisala go Maryncia, a ja podpisaiam): “kuzynka moja pani Jacunska prosiia powiedziec, by Pan przyjechal, jezeli pan chce itd.” To “kuzynka” nie bardzo mi si? podobalo, ale podpisalam pomimo to, a list zostawilysmy i poszlysmy dalej do Nowogrodka juz.
Od Iwia do Wsielubia byte 28 km, a od Wsielubia do Nowogrodka — 14 km. Okolice od Wsielubia do Nowo — [s. 24] grodka byty znowuz bardzo tadne, przewaznie sztysmy lasami. Od pocz^tku najwi?cej balysmy si? drogi z Iwia do Wsielubia, bo wedlug mapy same lasy, zadnego osiedla po drodze itd. Ale poszlysmy innymi drogami i wcale nie bylo tak pusto.
Kolo godz. 7mej dochodzilysmy juz do Nowogrodka. Juz z daleka ujrzalysmy zza wzgorz gor? zamkow^ i far?. Bardzo ladnie wygl^da Nowogrodek od strony Peresiekow, wspanialy wygl^d starego grodu. Z bliska i z innych stron nie jest Nowogrodek tak ladny. W Nowogrodku zacz?lysmy poszukiwania p. starosty, bo mialysmy do niego list od Bohdana, ale si? okazalo, ze p. starosta mieszka gdzies na wsi, 3 km za Nowogrodkiem. Wi?c musialysmy same zatroszczyc si? o nocleg. Zaszlysmy do hotelu, ale bylo drogo, a poza tym obawialysmy si? znowu insektow, wi?c pomimo protestow Marynci poszlam do izby druzyn hare, w dworku dra Szymanowskiego, ale tarn nikogo nie bylo. Dr Szymanowski, ktory sk^ds wracal, zapy — [s. 26] tai mnie, kogo szukam, a gdy mu powiedzialam, poradzil zwrocic si? do bursy Macierzy Szkolnej. Tak tez i zrobilysmy i dostalysmy nocleg w bursie m?skiej przy ul. Zamkowej, wprawdzie nie bardzo wygodny, bo tylko lozka i sienniki, ale nam si? i to wydawalo bardzo wygodnym. Chociaz w nocy zmarzlysmy porz^dnie (szczegolnie w drug^ noc).
VI dzien (czwartek) — 19 VII 28
Wstalysmy kolo 10tej, moglysmy si? umyc porz^dnie i poszlysmy do restauraeji na ul. Mickiewicza. Spotkanie z Maciejem. Potem zacz?lysmy zwiedzanie miasta. Wi?c najpierw bylysmy na gorze Mendoga, a jeszcze przedtem obejrzalysmy domek Mickiewicza (przy ul. Mickiewicza). Gora Mendoga nie zrobila na nas wielkiego wrazenia. Potem zwiedzilysmy far?, widzialysmy tablic? Rudominy, ale strasznie zniszczona. Nast?pnie ruiny zamku i kopiec Mickiewicza. Ale jakzez marnie wygl^da ten kopiec. [s. 27] Malutki tymczasem, a wobec takiego stanu jak jest, nalezy si? spodziewac, ze nigdy wi?kszy nie b?dzie. Wszystko juz zaroslo traw^ i piolunami, wagoniki do przewozenia ziemi lez4 wywrocone, nie ma toru, po ktorym moznaby bylo przywozic ziemi?. Ja sama z przyjemnosci^ przywiozlabym par? wagonikow, gdyby to bylo mozliwe, i zrobilby to kazdy zwiedzajacy, jak rowniez dzieci ze szkol itd. Ale nie jest to zorganizowane i dlatego moze dlugo jeszcze wielkosc kopca si? nie zwi?kszy.
178
Dalej zwiedzilysmy cerkiew Borysohlebskq, dawny koscioi przy ul. Bazylianskiej. Zdaje mi si?, ze w tej cerkwi przechowywal si? dawniej obraz Matki Boskiej z kaplicy zamkowej, o ktorym Mickiewicz mowil: “Ty co grod zamkowy nowogrodzki ochraniasz z jego wiernym ludem”. Potem obejrzaiysmy, ale tylko z zewn^trz, cerkiew (dawny koscioi franciszkanow) i zwiedzilysmy koscioi [s. 28] Sw. Michala — dawniej dominikanow. W tym kosciele jest popiersie Mickiewicza, tablica Jodko — Narkiewiczowny, w glownym oltarzu Sw. Michal w srebrnej zbroi i obraz Krzysztofa Chodkiewicza w stroju polskim. Nast?pnie chcialysmy obejrzec synagog?, ale nas nie wpuszczono, jak rowniez i meczetu obejrzec nie moglysmy, bo nie bylo klucza. Na tym zakonczylysmy zwiedzanie miasta.
Caly ten dzien jednak byl pochmumy, nawet po raz pierwszy od wyruszenia z Wilna padal deszcz. Wi?c wczesnie polozylysmy si? spac, zeby nazajutrz wczesnie wyruszyc nad Switez. W nocy (wlasciwie byla to godzina 1sza, ale nam wydawalo si?, ze byla to juz glucha noc, bo wczesnie si? polozylysmy) poslyszalysmy nagle straszny halas, ujrzalysmy swiatlo w s^siednim pokoju i w ogole wszelkie oznaki, po ktorych s^c mozna bylo przypuszczac jakis napad, najscie lub [s. 29] cos podobnego, wi?c Maryncia zapalila kinkiet, a ja w kazdej chwili bylam gotowa chwycic “za Iwa” [pistolet. — Red.], ale wkrotce uspokoilysmy si?, bo domyslilysmy si?, ze to nasi wspollokatorzy, dwaj uczniowie, wrocili na noc do bursy i narobili tyle halasu. Dzien VI byl jedynym dniem, w ktorym zjadlysmy obiad (z ogniska).
VII dzien (piqtek) — 20 VII
Wstalysmy rano o 7mej, zamiast o 4tej i o 7.30 wyruszylysmy przez ul. Pilsudskiego (dawn^ Walowsk^) do Switezi. Droga na razie nie byla ciekawa, bo wci^z mijalysmy robotnikdw pracuj^cych przy budowie szosy na tej drodze, ktor^ szlysmy. Przed Przylukami byl ladny las. Ale do stacji kolejki w^skotorowej Przyluki w zaden sposob dojsc nie moglysmy, chociaz s^one na sztabdwce. Wi?c przypuszczamy, ze te Przyluki s^ tylko w projekcie jeszcze.
Od Nowogrodka do Switezi jest 21 km. Jakies 5 km przed Switezi^ zboczylysmy troch?, zeby obejrzec [s. 30] Czombrow pp. Karpowiczow, ktory podobno mial bye Soplicowem. Podobal mi si? dwor bialy. “Wsrod takich pol przed laty nad brzegiem ruczaju, na pagorku niewielkim, we brzozowym gaju, stal dwor szlachecki z drzewa lecz podmurowany, swiecily si? z daleka pobielane sciany”. Wszystko si? zgadza z opisem, ale sobie dotychczas nie takim jak Czombrow wyobrazalam Soplicowo. Ale teraz juz ile razy mysl? o Soplicowie, widz? przed oezyma obraz Czombrowa.
Wrocilysmy Ц sam^ drogq, ktor^ przyszlysmy do Walowki, tarn na koncu wsi stoi cerkiewka mala na gorze, wlasnie j^ odnawiali, wi?c nie zagl^dalysmy do srodka. Do Switezi juz doszlysmy lasem ladnym i tu wei^z w myslach kr?cily
179
mi si? slowa “ktokolwiek b?dziesz w nowogrodzkiej stronie, do Pluzyn ciemnego boru wjechawszy, pomnij zatrzymac konia, bys si? przypatrzyl jezioru”.
Bylysmy juz nad Switezi^kolo 4.30 popoludniu. [s. 31] Rzeczy zostawilysmy w schronisku, a same wynaj?lysmy lodk?, zeby optyn^c jezioro naokolo. Jezioro jest bardzo ladne, ze wszystkich stron otoczone “ciemnym borem”. Dia mnie zreszt^nigdy nie ma nic pi?kniejszego nad jezioro. Plywalysmy dwie godziny i k^palysmy si? na przeciwleglym brzegu. Jezioro na razie troch? faliste, w srodku pod wieczor calkiem si? uspokoilo i bylo “gladkie jak szyba lodu”.
W ogole od Nowogrodka rozpoczynajqc odczuwalam, ze to jest ziemia Mickiewicza, na kazdym kroku czulam bliskosc ducha Mickiewicza, wci^z mi si? przypominaly jego utwory zwi^zane z t^ziemi^.
VIII dzien (sobota) — 21 VII
Po przenocowaniu w Schronisku Towarzystwa Krajoznawczego musialysmy juz ruszac w drog?, ale spotkalysmy w schronisku takiego podroznika jak i my, Poznaniaka, ktory przyszedl z Wilna przez Lid? pieszo ze swoim koleg^ i rozstal si? z nim w drodze, zostawiaj^c mu mapy. [s. 32] Wi?c teraz mial go szukac w kierunku Nieswiez — Mir, a sam nie mial poj?cia gdzie to jest, wi?c pozyczal u nas mapy, zeby si? zorientowac. Ciekawam, czy znajdzie swego koleg?. Wqtpi?... Zapomnialam napisac jeszcze, zesmy si? w schronisku wpisaly do ksi?gi pami^tkowej w ten sposob :
20.VII.1928 Wanda Kukowiczowna i Maria Pfaffiusowna — przybyly tu pieszo z Wilna.
Wi?c VIII dnia podrozy szlysmy na razie lasem, potem drog^ pagorkowat^, od czasu do czasu lesnq, na Kamienny Brod, Soleniki i Rawiny ku Wororiczy. W Woronczy zostawilysmy list do Diny, ale same nie zachodzilysmy. Dwor w Woronczy ladny stary drewniany, ale wi?cej mi si? podobal dwor w Czombrowie. Wlasciciele Woronczy, pp. Lubanscy, wydzierzawili swoj maj^tek Zydom.
Do Tuhanowicz szlysmy lasami. Par? ostatnich kilometrow podwiozl nas wiesniak, mlody chlopak jad^cy do Tuhanowicz po siano. Przed parkiem w Tuhanowiczach [s. 33] jest maly domek lesniczowka. Tu zaszlysmy, zeby zapytac o pozwolenie zwiedzenia parku. Maly chlopak, 12letni harcerzyk, zaproponowal, ze nas oprowadzi, na co naturalnie zgodzilysmy si?.
25 VII1928 — VIII dzien c. d.
Dziwnie smutne zrobila na mnie wrazenie wiadomosc, ze w parku domu nie ma, ze nikt teraz tarn nie mieszka, wszystko jest zniszczone przez wojn?. Wprost balam si?, ze si? rozplacz?. Pozniej, gdy nas chlopak oprowadzal po parku i pokazal najpierw miejsce, gdzie stala murowanka, potem kamien, na ktorym dawniej byl zegar, nast?pnie altan? lipow^, w ktorej siadywal Mickiewicz z Магуіц, a z ktorej juz kilka lip obecnie ubylo, wion?lo na mnie rowniez smut
180
kiem, ale jednoczesnie odczulam obecnosc w tych miejscach ducha Mickiewicza. A wskutek tego tak niklymi i nic nie znacz^cymi wydaly mi si? wszystkie przezycia i uczucia nasze, nawet takie jak milosc. Tu przeciez kochal Mickiewicz Maryl?. [s. 34] 1 co z tego pozostalo ? Pustka i smutek. Te i temu podobne refleksje mi si? nasuwaly i bylo mi strasznie smutno. A na widok stawow (jeden przed parkiem przy lesniczowce, a drugi w parku) przyszlo mi na mysl, ze tu wlasnie odbywaly si? koncerty zab, ktore kazaly Mickiewiczowi wyrazic przekonanie, ze “zadne zaby nie graj^ tak pi?knie, jak polskie”. Gdy jest dobrze i lekko na sercu, wszystko wydaje si? nam pi?knym. Przeszlysmy si? jeszcze alej^ grabow^, po ktorej chodzil niegdys Mickiewicz z Maryl^, dalej alej^ kasztanow^, potem zaszlysmy na gork?, na ktorej niegdys stala kapliczka, a z ktorej pozostaly tylko resztki i par? mogil rodziny Tuhanowskich obok.
I to wszystko — to co niegdys t?tnilo zyciem, obecnie tylko przypomina nam o tym, ze wszystko przemija. Na ogoljednak park w Tuhanowiczach i terazjest porz^dnie utrzymywany, bo stanowi wlasnosc Panstwa, podobno ma tarn bye zalozona Szkola Rolnicza. I znow te miejsea b?d^ rozbrzmiewac zyciem. Tym nie mniej zal, ze to co bylo juz nie wroci.
Z Tuhanowicz poszlysmy przez Karczew, Drobysze, Skrobowo Dolne, Skrobowo Gome i maj. Skrobowo, nast?pnie przez Wysorek do Zaosia. Doszlysmy do Zaosia kolo godz. 4tej. Z daleka juz z drogi zwrocily nasz^ uwag? dwa duze drzewa w okolicy Zaosia, ale nie wiedzialysmy, ze to [s. 35] wlasnie s^ lipy, ktore oslanialy dom, w ktorym Mickiewicz si? urodzil. Obecnie niedaleko od tego miejsea stoi pomnik wystawiony Mickiewiczowi przez KOP. Spod pomnika poszlysmy do tych lip. Z domu, naturalnie, ani sladu nie zostalo.