Успаміны (1805-1831). Яўстафій Янушкевіч

Успаміны (1805-1831). Яўстафій Янушкевіч

Выдавец: Лімарыус
Памер: 256с.
Мінск 2011
59.31 МБ
Uklad z Xfi^ciem] Ant[onim] Radz[iwillem] szcz^sliwie przyszedl do skutku, stad radosc w gronie przyjaciol Namiestnika czyli Wielkorz^dcy Poznania i w jego rodzinie. Swi^cone bylo huczne i prawdziwie radosne. Byl wtenczas Arcybiskupem [s. 21] X[iqdz] Wolicki dawal wielkq uczt? a dowiedziawszy si^ od Salmonowicza ze ja zostaje w pokrewienstwie z rodzinq Kosciuszkow, a on byl wielkim patriot^, urzad i toast mdj wnosil i cale obywatelstwo obecne tak rozognil ze jak zacz^li mnie sciskac i calowac to i konca temu nie bylo.
W Kwietniu z Warszawy wypadlo mi jechac do P[e]t[ersbur]ga a wlasnie tego czasu wyjezdzac mial Mickiewicz za granic?. Spotkawszy Odyrica zasmuconego i zazdroszcz^cego mi tego szcz^scia, zaproponowalem mu ze go zabior$ z sob^ i nazad do Borun odwioz^ a przynajmniej do Wilna. Jakoz wyjechalismy razem z Warszawy i po drodze wstapilismy do mojej matki gdzie Odyniec zostawil na pamiqtk^ wiersz do bociana siedzqcego na gniezdzie swem w ogrodzie.
[s. 22] Z P[e]t[ersbur]ga wrocilismy w koricu Maja. Odyniec odjechal do Warszawy a ja odtad juz bez przerwy pracowalem w Prokur[atorji] RadziwiH[owskiej],
Wszakze zostawalo mi czasu i na zabawy i niby to na literackie pracy. Wybrany jednym z Gospodarzy Resursy musialem bye na kazdym jej balu, a ze najmlodszy i dyrektoria wi?c prawie zawsze pierwszy taniec rozpoczynalem stad wszystkie Panie i panny wielce mnie respektowaly i nie bylo wieczoru na ktory by mnie nie zapraszano. To tez bywato zimowq por^ wracalem zawsze dobrze po
polnocy і odbieralem surowQ bur? od mego poczciwego Antoniego ktory litowal si? nad mojem zdrowiem.
Teatr nalezal do Radziwillow stqd prawie wynikal dla mnie obowiqzek zebym przybylq trupp? protegowaL Zach?caj4c innych do bywania, samemu nie wypadalo stronic od niego [s. 23] a nie stronilo si? wcale bo wtenczas mnie si? zdawalo ze nad aktorow wileriskich lepszych na swiecie nie bylo. Ci z sami grab Dramata, Tragedy e, Komedye i Opery.
Marcinowski wydawal Dziennik Wileriski i mial to za punkt honoru aby go utrzymac choc rok rocznie tracii. Zawiazalismy si? w grono wspolpracownikow pod dyrekcja Leona Rogalskiego, i ile kto rnogl pisywai do tego Dziennika. Ukladalismy Kalendarze, a Felix Wrotnowski dla chleba tiomaczy? z fran[cuskiego] Romanse Coopera.
Takim trybem szly rzeczy az do Listopada 1830. Tak wplywala cwierc wieku mojego zycia w Kraju. Nie raz zach?cano mnie zebym si? zenil to z PP[ann$] Stanislaw^ Wasikowiczown^ to z Alexandrowiczownq to z Laskarisownq, ale mi to do mysli i serca nieprzypadalo; chcialem [s. 24] naprzod jak byi uktad z hr[abim] Wittgfensteinem] skoriczyc jego interesa i otrzymawszy zar?czone wynagrodzenie, wtenczas dopiero wyszukac sobie zon? i osi^sc na wsi. Miatem tylko 1000 Rubli sr[ebrem] pensyi na pierwsze potreby; nawet te nie wystarczaly i matka mi dodawala ze swoich. Nadzieja ze w koricu od razu si? otrzyma znaczn^ sum? okolo miliona zl[o]t[ych] Pol[skich], wszelkie inne wzgl?dy usuwata na stron?.
Kiedy wi?c wkrotce wszystko zawiedzie i wypadnie rozpoczqc zycie tulacze, co jeszcze wspomnieri z Kraju wyniosiem z owych czasow tu dla pami?ci zapisz?.
Ojciec nasz mawial nam zawsze ze dobre jest zwiedzac obce kraje ale przedewszystkiem" trzeba znac swoj wlasny. I stad to wakacje rzadko kiedy bawilismy na wsi u matki. Jednq z najmilszych podrozy odbylem zdaje si? [s. 25] w r. 1824 na Ukrain? Wolyri i Podole. Na Ukrainie w Mosznach mieszkal X[iqdz] Sokolowski brat mojej matki.
’ Дакладнае напісанне llumaczyl.
** Сучаснае напісанне przede wszystkim.
Byl tam proboszczem. Moszne niedaleko od Czerkas i Dniepru lezala prawie na ostatnich kraricach dawnej Polski. Zwiedzilem Kijow i Kaniow po drodze, a jadqc na Podole Bohuslaw, Human i pi?kna Zofiowk?. Wlasnie kiedym byt w Zofiowce zerwal si? wielki pozar w Humaniu, cz?sc miasteczka zgorzaio a luno oswiecato wspaniale ogrody i kanaly tegojak zwano matego Wersalu. Celem wtasciwie dalszej podrozy bylo odwiedzenie Krasnego gdzie mieszkat Adolf u powinowatego naszego putkownika Januszkiewicza a owczas* Podkomorzego Winnickiego.
Z Adolfem jezdzitem do Jampola, Mohylewa odwiedzatem wszystkich sqsiadow bliskich i dalszych i mialem sposobnosc poznania cz?sci [s. 26] tego pi?knego kraju o ktorym juz Tr?bicki pisat ze jest kraina mlekiem piynqcq i miodem a Goctawski*’ poswi?cil caly poemat Podole i dowodzit:
ze i slonce nad Podolem jasniejsze si? toczy
Bo mu blasku dodaja Podolanek oczy.
Pod koniec Sierpnia wracalem przez Wolyri do domu, do Swi?tego Dworu o mil trzy czy cztery odlegtego od Nieswieza. Trzeba bylo przebywac lasy poleskie i biota droga piaszczystq do Klecka. O dwie stacje pocztowe okolo godziny czwartej po poludniu nastqpila zupelna cisza w powietrzu i najmniejszy szmer liscia, najmniejszy powiew czuc si? nie dal. Byly to zwiastuny nadchodzqcej burzy zwanej przez tamecznych mieszkancow Rabinowa noca: i w istocie caly widnokrqg okryl si? gruba ciemnosciq pocz?lo blyszczec i grzmiec i piorun bit za piorunem [s. 27] a deszcz tak rz?sisty padal ze konie isc dalej nie mogly. Po omacku prawie dojechalismy do jakiejs karczemki tak malutkiej ze ledwie koszyk moj mogl si? w niej zmiescic tern trudniej ze juz stat jakis wozek ze zbozem.
Rozgoscilismy si? w karczemce. Moj stuzacy JozeP’* znal si? troch? na kucharstwie napoczqt warzyc cos w piecu kiedy w tern posty-
Сучаснае напісанне wowczas.
" Дакладнае напісанне Gostawski.
Сучаснае напісанне Jozef
szelismy stukanie do drzwi. Szynkarka zydowka przesun?la okienko zeby zapytac kto tam stuka i oznajmic ze stodola karczemna juz caikowicie zaj?ta. Na to pytanie ustyszala gios dobrze jej wiadomy: ja tobie pokazu kto tam! otworyj!
Zydowka odskoczyla od okna krzyczac aj! waj! To... nie pomn? juz nazwiska popa ktory stanqwszy na czele bandy rozbijal po drogach. Moj Jozef pobiegl do powozu, wyjal pistolet i naturalnie do przestrachu tylko [s. 28] strzelil ku drzwiom do ktorych dobijal si? 6w Poleski Rinaldo. Co tu robic? Zydowka krzyczy: uciekajcie Panstwo bo on tu wroci z bandq swoja i on tu i we wsi pewnie ma swoich. A biednas moja glowa. biedna!.. Sziachcic z wozkiem juz si? wyniosl i Bog wie gdzie srod nocy pow?drowal, i my po wspolnej naradzie na los szcz?scia opatrzywszy strzelb? i pistolety ruszylismy drog^ do Klecka. Po jakich drogach i wertepach blqdzilismy, jak dlugo bez drogi jechalismy z tego sobie zdac sprawy nie moglismy, ale to pewna zesmy na stacj? o dwie mili odleglq trafili od strony Klecka i bye moze zesmy juz niedaleko byli od samego miasteezka, dokad teraz znowu wypadlo odjezdzac.
Min?lo niebezpieczenstwo spotkania si? ze zbojeami a wi?c wszystko bylo niczem i dostawszy si? do Klecka, po wieczerzy spokojnie [s. 29] ruszylismy w dalszq drog?. Bila polnoc kiedysmy ostatnie domki mijali. Droga poeztowa wysmienita jak w lecie; po burzy ksi?zyc przeslieznie jq oswiecal. Po lewej r?ce laczka a na wzgorzu ogrody, po prawej mogilnik miejski. W tern wszyscy na raz zdziwieni jestesmy ze nasz powoz w tyl si? cofa: woznica, Jozef i Ja nie rozumiemy dlaczego konie dalej isc wzbraniaja si? gdy naraz widzimy biale dwa cienie wzajemnie na ramionach wspierajqce si? i plynqce od ogrodow przez drog? ku mogilnikowi. Pierwszy raz w mojem zyciu zdarzylo mi si? patrzec na podobne zjawisko. Cienie te. duchy czy z jakichs chmur paj?czych urobione postacie, powoli przemign?ly przed oezyma naszymi i zapadly za gor$ cmentarza. Dlugo jeszcze konie nie chcialy isc naprzod; gdy wszystko zniklo... jechalismy do Nieswieza i wyznac musz? ze nie bez pewnej [s. 30] bojazni opowiadalem com widzial kochanej mojej Tekli witajac jq
z podrozy. Moj* Jozef zawsze dowodzil ze to byla para kochankow co z milosci utopili si?. Ale gdzie? pewnie gdzies od Klecka daleko bo tam rzeki nie ma wlasciwie a Lan ledwie jest ze swego zrodla.
Teraz kiedy czytam Piesn o ziemi Polskiej Pola i te prawdziwe obrazy goscinnosci:
Ledwo czlek by czasem wierzyl, Dom niewielki — wtem gosc wchodzi: Ot i domek si? rozszerzyl
I wnet miejsce gdzies si? rodzi.
To zaczynam odgadywac jak to bywalo i u nas w Swi?tym Dworze kiedy sqsiedzi i nie sqsiedzi zjezdzali si? na Imieniny matki S[wi?tej] Tekli 23 wrzesnia i bawili zazwyczaj tydzien caly zebys znowu zyczyc Imienin ojca na S[wi?tego] Michala 29 wrzesnia. He to koni, ile sluzby! A przeciez [s. 31] wszystkim bylo gdzie si? wyspac, gdzie przysiqsc do jedzenia, a jak to si? wesolo bawiono. Miodziez i dziewcz?ta tancowaly dnie cale a w nocy odpoczywano. Nikomu nie przyszlo na mysl ze mu u siebie bytoby wygodniej. Rozjezdzano si? tylko ze smutkiem, z obawa czy wszyscy roku nast?puj^cego potrafia znowu zjechac na Imieniny i czy smierc nie sciesni szeregu tych zacnych i poczciwych sqsiadow. Teraz juz wi?ksze wymagania, teraz na wsi konie do karczmy odsyiaj^ bo siano i owies drogie, a w S[wi?tym] Dworze tyle bylo lak ze dla uzytku chlopkow, ojciec zawsze staral si? chocby o szwadron ulanow i darmo im pasz? ofiarowal.
Ja i Romuald bylismy w Wilnie podczas diugiej slabosci ojca i przy jego smierci. Przypadla ona 14/26 lutego 1826. Mieszkal on w Kardynalii tak zwanym palacu zbudowanym przez [s. 32] X[si?dza] Kardynata Radziwill?. Obyczajem przyj?tym wszystkie zakony trzeba bylo wezwac do Konduktu pogrzebowego, a ze Kardynalia niedalekojest polozona od Kosciola Bernardynow, przeto wieczorem jak zwykle tam trumn? odprowadzano a nazajutrz o 11 tej zalobne nabozenstwo. Otoz ze na tej odleglosci wszystkich ksi?zy nie podob-
* Сучаснае напісанне moj.
na bylo ustawic, trudniqcy si? pogrzebem chcial koniecznie ogromny krag robic. Ja ktory nigdy nie dbalem o jak^kolwiek wystaw?, oparlem si? temu i ledwie potrafilem ochronic si? od tej smiesznosci, ale ta sprzeczka tam mnie usposobiia w jak^s oboj?tnosc ze przyszedlszy do Kosciola i stanawszy przy Katafalku obok Romualda, spokojnie na wszystko patrzalem*. W tem sfysz? z boku jak^s bab? gadajqcq do drugiej: a widzisz tego panicza! Ani mu lezka z oczu padnie [s. 33] tak kontent pewnie z ojcowskiej spuscizny.
Otoz od czego ludzkie sqdy zawisly! Ale wyznaj? ze smierc ojca mniej mi byla bolesnqjak przyjazd moj do matki i doniesienie jej ze on nie zyje. Inne to byly czasy i z Wilna do S[wi?tego] Dworu odleglego o 34 mil nie tak latwe byly komunikacye.